27 kwietnia

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?
Rzęsy magnetyczne to pokusa dla wielu miłośniczek makijażu. Obiecują łatwą aplikację, podkreślone spojrzenie i efektowne wykończenie makijażu. Ale czy to co pięknie napisane sprawdza się w praktyce? A no właśnie, z praktyką bywa różnie a czasami nawet tragicznie. Zobaczcie jak to było w przypadku tych rzęs.


Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Po magnetyczne rzęsy sięgam po raz pierwszy - to pewne - ale muszę się przyznać, że i z tradycyjnymi sztucznymi rzęsami nie miałam za wiele do czynienia. Z tego powodu postanowiłam przeżyć ten pierwszy raz podwójnie i zrobić porównanie.

Sztuczne rzęsy

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Z tradycyjnymi sztucznymi rzęsami nie było tak trudno jak się spodziewałam. Aplikacja udała się już za trzecim (a nawet za drugim) razem i wyglądało to całkiem przyzwoicie. Efekt był bardzo naturalny, bo i takie rzęsy wybrałam - niewiele dłuższe od moich i nie za gęste. Początkowo, nieprzyzwyczajona do ich noszenia, czułam je na oku jednak po pewnym czasie zapomniałam, że mam je na sobie. Trzymały się aż do demakijażu, podczas którego udało się je bezpiecznie zdjąć. Zaschnięty klej można było delikatnie usunąć dzięki czemu rzęsy nadają się do ponownego użycia.

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Baza pod cienie: Color Tattoo 93 Creme De Nude
Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir: 
  - zmatowienie: Coconut, 
  - załamanie: Hot tea, 
  - pogłębienie załamania: Carrot cake 
  - zewnętrzny kącik: Bubble-gum, Pink Icing, 
  - wewnętrzny kącik: Creme Brulee
Linia wodna: kredka My secret Satin Touch Kohl nr 19 NUDE
Brwi: kredka Catrice w kolorze Don't let me brown, paleta cieni Freedom pro 12 audacious mattes (chłodne brązy)
Rzęsy: tusz Sephora Outrageous Volume mini, no name rzęsy
Podkład: Maybelline Affinitone 10 Ivory
Korektor: Maybelline Affinitone 01 nude beige
Puder: Kobo 312 Transparent
Bronzer: Kobo 308 Sahara sand + Bell contour kit brunette No:01
Rozświetlacz: Makeup Revolution Vivid Baked Highlighter Peach lights
Usta: konturówka Golden Rose (GR) 502, pomadka Crayon GR 14

Magnetyczne rzęsy

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Jak się okazało z rzęsami magnetycznymi nie było tak kolorowo jakby się mogło wydawać. Zacznijmy od tego, że pasek, na którym znajdowały się rzęsy - mimo że elastyczny - nie był wygięty w łuk (był prosty), co znacznie utrudniło aplikację. Na pasku znajdowały się trzy magnesy, co wcale nie pomagało przy pracy z nimi. 

Według załączonej instrukcji, założenie rzęs polega na tym, że jedną część kładzie się na rzęsach, natomiast drugą kładzie się pod spód tak, aby magnesy się złączyły. W praktyce jest to o wiele trudniejsze - okazało się wręcz wyzwaniem. Owszem, magnesy łączyły się, ale zupełnie nie tam gdzie chciałam. Mimo, że górną część rzęs przykładałam możliwie najbliżej linii wodnej, została ona odsuwana przez zbliżający się dolny fragment. W dodatku konieczne było zaangażowanie obydwu rąk, co nie miało aż takiego znaczenia przy tradycyjnych sztucznych rzęsach. Założenie rzęs zajęło mi jakieś 10 min... na jedno oko. Dałam za wygraną. Poprzestałam na jednym oku (lewym).

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Jaki był efekt? Okropny! Rzęsy znacznie odbiegały od linii naturalnych rzęs co niestety można było łatwo dostrzec. Ponadto były ciężkie i zniekształcały oko. Niewygodne. Przerysowany efekt.
Jedyną ich zaletą okazał się fakt, że nie wymagają kleju, który może uczulać lub podrażniać.

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Baza pod cienie: Color Tattoo 93 Creme De Nude
Paleta cieni: I Heart Makeup Chocolate Elixir: 
  - zmatowienie: coconut 
  - załamanie: Icing 
  - powieka: Roasted 
  - zewnętrzny kącik: Chestnut 
  - wewnętrzny kącik: Creme Brulee
Eyeliner: Maybelline Eyestudio Lasting Drama Gel Eyeliner 24H 01 Black (Recenzja TUTAJ)
Linia wodna: My secret satin touch kohl nr 19 NUDE
Brwi: kredka Catrice Don't let me brown, paleta cieni freedom pro 12 audacious mattes (chłodne brązy)
Rzęsy: Sephora Outrageous Volume mini, rzęsy magnetyczne no name
Podkład: Maybelline Affinitone 10 Ivory
Korektor: Maybelline Affinitone 01 nude beige
Puder: Kobo 312 Transparent
Bronzer: Kobo 308 Sahara sand
Rozświetlacz: Makeup Revolution Vivid Baked Highlighter Peach lights
Usta: GR Velvet Matte nr 28

Wniosek jest jeden. Według mnie magnetyczne rzęsy nie wyprą z rynku rzęs przyklejanych na kleju, ponieważ za dużo z nimi zabawy. Aplikacja jest trudniejsza i zajmuje o wiele więcej czasu, a ten jest cenny kiedy spieszymy się na uroczystość. Ponadto efekt nie jest zadowalający. Po takim teście cierpliwości jaki przeszłam, nie mam ochoty po nie ponownie sięgać.

Jeśli macie ochotę je wypróbować to tutaj macie link do aukcji - KLIK :)

A co Ty myślisz na ten temat? Czy sztuczne rzęsy mają jeszcze szansę zaistnieć w kosmetycznym świecie? :)


19 kwietnia

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?
Maska na usta to element pielęgnacji, który powinien uchronić nas przed spierzchnięciem, przesuszeniem, zaniedbaniem ich. Jednym z takich kosmetyków jest żelowa maseczka Isana. Jak się sprawdziła?

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?

Dizajn z pewnością ucieszy miłośników wszystkiego co słodkie i związane z jednorożcami. Opakowanie zawiera żelową maskę w kształcie różowych ust. Jest ona delikatna dlatego należy uważać przy jej wyjmowaniu (a nawet transporcie w opakowaniu - nie naciskać zbyt mocno na opakowanie), aby jej nie uszkodzić. Zapach maski kojarzy mi się z jakimś żelem pod prysznic - słodki i owocowy bardziej by tutaj pasował... Płachta obejmuje nie tylko usta, ale także niewielki obszar wokół nich.

Gdy maska jest zaaplikowana, czuć lekki, przyjemny chłód. Usta po zastosowaniu żelowej maski są gładkie, miękkie i nawilżone. Po zabiegu pozostaje minimalnie lepiąca się powłoka.

Myślę, że warto od czasu do czasu zrobić sobie taką maseczkę, a w szczególności przed wielkim wyjściem lub po użyciu wysuszającej pomadki.

12 kwietnia

Najlepszy eyeliner jaki miałam! Zgadniesz?

Najlepszy eyeliner jaki miałam! Zgadniesz?
Też tak miałyście? Ważne wyjście, starannie wykonany makijaż i... rozmazana kreska z eyelinera. Nie martw się! Ja miałam gorzej - to nie była rozmazana kreska. To była panda na oku! Niestety, przez moją opadającą powiekę oraz skłonność do łez podczas wybuchów radości, wybór odpowiedniego eyelinera jest bardzo istotny, jeżeli chcę uniknąć zaciekawionych spojrzeń. Dzisiaj o eyelinerze, który na chwilę obecną jako jedyny daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nie muszę martwić się czy pozostanie na swoim miejscu. To on dba o to, abym wyglądała dobrze. Przedstawiam mojego wybrańca: eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H.

eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H - najlepszy eyeliner jaki miałam w życiu!

Pojemność: 5 ml
Cena: 36,99 zł

Miałam do czynienia z niejednym eyelinerem zanim trafiłam na mój ideał. Eyelinery w pisaku nie dość, że nie grzeszyły trwałością to przestawały pisać, kiedy używałam ich na pomalowanym oku. Przecież nie tego oczekujemy, prawda? Te w kałamarzu nie okazały się lepsze. Po użyciu słynnego kosmetyku z Eveline okazało się, że owszem jest wygodny w użyciu i ma głęboką, czarną barwę, ale już przy pierwszej konfrontacji z łzą dał za wygraną. Po tych doświadczeniach nawet nie dopuszczałam do siebie myśli o zastosowaniu kredki do oczu w celu wyrysowania jaskółki. 
Aż któregoś pięknego dnia w moje ręce trafił eyeliner Maybelline.

eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H - najlepszy eyeliner jaki miałam w życiu!

Żelowy eyeliner zamknięty jest w szklanym, matowym słoiczku ze srebrną zakrętką. Opakowanie jest szczelne o czym świadczy fakt, że produkt nie wysycha. Kosmetyk ma gęstą konsystencję i głęboki, czarny kolor nawet po zastygnięciu na powiece. Jest wydajny - wystarczy niewielka ilość do wyrysowania pięknej kreski z jaskółką. Po krótkiej praktyce okazuje się, że praca z nim jest przyjemna i nie tak trudna jak mogło się to wydawać na początku - wystarczy odpowiedni pędzelek.

A jeśli o pędzelku mowa... Do eyelinera dołączony jest dwustronny aplikator - z jednej strony pędzelek, z drugiej gąbeczka do rozcierania (której nie miałam jeszcze okazji używać). Podoba mi się to, że producent pomyślał o pełnym zestawie. Muszę przyznać, że aplikator jest na tyle dobry, że przy odrobinie wysiłku da się nim narysować zgrabną linię przy rzęsach. 

No i na koniec najważniejsze - trwałość. Kosmetyk jest ze mną aż do momentu demakijażu - a mówię to ja: posiadaczka opadającej powieki i łzawiących z radości oczu...

Masz swojego ulubieńca wśród eyelinerów? Co myślisz o propozycji od Maybelline? :)


ZOBACZ TAKŻE:
  1. GĄBKA KONJAC NIE TYLKO DLA MIŁOŚNIKÓW NATURALNEJ PIELĘGNACJI!
  2. HUDA BEAUTY WARM BROWN OBSESSIONS - RECENZJA PALETY CIENI
  3. INNOWACYJNE KOSMETYKI OD LABORATORIUM NATURELLA
Copyright © 2016 Concordiaa , Blogger