30 marca

Skakanka sposobem na wymarzoną figurę i kondycję

Skakanka sposobem na wymarzoną figurę i kondycję
Wielu osobom skakanka kojarzy się z dzieciństwem i zabawą na podwórku. Okazuje się jednak, że może ona także skutecznie służyć jako przyrząd do ćwiczeń. Skakanie na skakance to świetny sposób na utrzymanie formy i zaangażowanie w wysiłek całego ciała, dlatego wielu zawodowców używa jej do treningu (szczególnie popularna jest wśród bokserów).

Skakanka sposobem na wymarzoną figurę i kondycję

Systematyczne skakanie pomaga schudnąć. Pół godziny intensywnego skakania pozwoli nam spalić około 300-400 kcal! Ponadto poprawi się wygląd łydek, ud, pośladków a także ramion. Należałoby też nadmienić, że codzienne skakanie na skakance nie tylko polepsza samopoczucie i kondycję psychiczną, ale także poprawia naszą wydolność oddechową i wzmacnia nasze serce.
Najlepiej kiedy trening na skakance łączy się z dodatkowym treningiem np. siłowym, cardio.

Rodzaje skakanek

Rodzaj skakanki, jakiej potrzebujemy, zależy od tego jaki cel chcemy osiągnąć. Możemy być niemal pewni, że profesjonalista nie wybierze tego samego modelu co amator a osoba, która uprawia sporty ekstremalne to całkiem oddzielna kategoria. Zatem wyróżniamy skakanki:

  • sznurkowe oraz nylonowe - dla osób traktujących skakanie jedynie jako rozrywkę
  • rzemienne - polecane osobom uprawiającym wyczynowe dyscypliny sportowe
  • skakanka z linki - dedykowane głównie profesjonalistom
  • tradycyjne skakanki z PCV - idealne dla początkujących
  • z obciążnikiem - pomocne przy chęci kształtowania i rozwijanie mięśni klatki piersiowej oraz ramion
  • segmentowe - uniwersalny model, zarówno dla początkujących jak i profesjonalistów
  • standard speed rope - szybkie skakanki z PCV dla osób bez względu na stopień zaawansowania
  • free style speed rope - bardzo szybkie modele z PCV z wąskimi rączkami, najlepsze dla osób zaawansowanych

Odpowiednia długość skakanki

Aby wygodnie nam się ćwiczyło, należy zakupić skakankę o odpowiedniej długości lub taką, której długość można regulować. Jest to bardzo ważny aspekt podczas jej wyboru.
Dobierając długość należy stanąć na niej w połowie długości i chwycić za obie rączki i wyciągnąć skakankę wzdłuż ciała. Jeżeli w tej pozycji rączki sięgają pach, długość jest odpowiednia.


Prawidłowa technika skakania

  1. Obowiązkowa rozgrzewka! - wbrew pozorom skakanka to nie zabawka i do treningu z nią trzeba się przygotować. Ważne jest, by się rozciągnąć i rozgrzać (a w szczególności nogi, ramiona, nadgarstki i kostki). Zmniejszy to ryzyko kontuzji i urazów podczas treningu a także przygotuje nasze ciało do wysiłku.
  2. Ćwicz na lekko miękkim podłożu - jest to mniejsze obciążenie dla mięśni. Skacząc na twardej powierzchni są one mniej amortyzowane i łatwiej wtedy o kontuzję.
  3. Napinaj mięśnie brzucha
  4. Skacz na palcach
  5. Trzymaj ugięte łokcie blisko ciała
  6. Wykonywaj niezbyt wysokie skoki i nie usztywniaj kolan

Przeciwwskazania!!!

  • znaczna nadwaga
  • słabe kości i problemy ze stawami
  • niewydolność serca i kłopoty z krążeniem
  • zaburzenia równowagi

Ciekawostka
Rekord świata w skakaniu na skakance wynosi 671,5 raza w ciągu trzech minut i został ustanowiony początkiem sierpnia 2016r. Dokonali tego zawodnicy z Hongkongu na mistrzostwach świata w skakaniu na skakance w Malmo.

Ceny skakanek wahają się od kilku złotych do nawet 160.
Uważam, że na początek nie należy wydawać na nie fortuny jeśli nie mamy pewności, czy ten rodzaj aktywności przypadnie nam do gustu.

Skakać na skakance można w domu czy na świeżym powietrzu a jej koszt jest bardzo niski. Moim zdaniem jest to świetna opcja aktywności fizycznej i każdy powinien spróbować  się z nią zaprzyjaźnić :)

I pamiętajcie: systematyczność jest kluczem do sukcesu. Lepiej skakać systematycznie, ale krócej niż raz w tygodniu do utraty tchu (!).


25 marca

Żel aloesowy i jego zastosowanie

Żel aloesowy i jego zastosowanie
Żel aloesowy to produkt o szerokim wachlarzu zastosowań. Zainteresowałam się nim, kiedy znajoma dała mi próbkę kremu aloesowego dzięki któremu pozbyłam się licznych zaskórników z mojej twarzy. Byłam zaskoczona, gdy prawie całkowicie zniknęły one w ciągu dwóch dni a po trzech nie było po nich śladu.

Krem ten był dla mnie wybawieniem, bo w okresie dojrzewania miałam skłonność to wyciskania zaskórników, przez co było ich jeszcze więcej a moja twarz była usiana strupkami i zaczerwieniami.
Zaczęłam czytać o aloesie i dowiedziałam się o żelach aloesowych... Kolejnego dnia jeden z takich produktów zakupiłam w sklepie zielarskim i od tamtej pory jest stałym elementem mojej pielęgnacji twarzy :)

Najlepszy żel aloesowy to oczywiście z zawartością 100% aloesu lub uzyskany samodzielnie ze świeżych liści. Obecnie posiadam żel GorVita - byłam ciekawa jak się sprawdzi. Jest on rekomendowany przez Uzdrowisko Rabka oraz posiada certyfikat ISO (to bardzo ważne!). Używam go na nowo powstałe wypryski a czasami profilaktycznie jako krem na noc.

Żel aloesowy i jego zastosowanie GorVita Aloe Vera
GorVita Aloe Vera - żel aloesowy
Cena: 13,75 zł
Pojemność: 150ml

Skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Extract, Propylene Glycol, Glycerin, Symphytum Officinale Extract, Panthenol, Allantoin, Ca rbomer, Triethanolamine

Przed pierwszym użyciem warto nałożyć go na całą twarz, aby zabić bakterie, a następnie na poszczególne zmiany.
Nie martw się jeśli Twoja twarz po jego zastosowaniu się zaczerwieni - to normalne i powinno minąć do godziny czasu :)

Działanie

Żel aloesowy ma działanie intensywnie nawilżające i odświeżające. Działa przeciwzapalnie, bakteriobójczo i wspomaga regenerację skóry. Przywraca skórze gładkość i elastyczność.
Ponadto często zdarzało mi się stosować go na oparzenia słoneczne i świetnie się sprawdzał. Chłodził, koił i przyspieszał powrót skóry do jej normalnego stanu.

Pozwólcie, że przybliżę Wam kilka jego zastosowań:

  1. Wspomaganie leczenia zmian skórnych (typu: zaskórniki, trądzik, drobne zranienia, otarcia, wysypka po uczuleniu) oraz rozjaśnienie przebarwień potrądzikowych
  2. Balsam łagodzący oparzenia słoneczne
  3. Dodatek do szamponu/maski lub wcierki do włosów - odżywia i nawilża suche włosy a jednocześnie ogranicza pracę gruczołów łojowych oraz stymuluje porost włosów. 
    Poprawia mikrokrążenie przez co mieszki włosowe są pobudzone do wzrostu, a dodatkowo wspomaga proces wytwarzania nowych włosów. 
    Zapobiega też pojawianiu się łupieżu (ma działanie grzybobójcze).
  4. Balsam łagodzący po depilacji - żel wtarty w nogi zaraz po goleniu sprawia, że skóra jest mniej podrażniona a charakterystyczne czerwone kropki niewidoczne
  5. Nadaje się jako baza pod makijaż
  6. Pielęgnacja skóry atopowej - nawilża i niweluje uczucie świądu

Uważam, że warto jest mieć go wśród swoich kosmetyków, tym bardziej, że jest on produktem naturalnym. Pamiętajcie też, że im większa zawartość aloesu tym lepiej :)

Przekonałam Cię do tego kosmetyku? A może już go stosujesz?

21 marca

Cienie INGLOT - zaskoczyła mnie ich jakość?

Cienie INGLOT - zaskoczyła mnie ich jakość?
Do cieni INGLOT zawsze podchodziłam z rezerwą. Kręciłam się przy ich stanowisku, macałam je i myślałam "łeee... czym tu się zachwycać? Pigment nie powala, cena nie zachęca...". Kusiły, ale nie na tyle, żeby je zakupić już, teraz. I nadszedł dzień, kiedy miałam okazję nie tylko podotykać tych cieni, ale także popracować z nimi, potestować i wyrobić sobie własną opinię na ich temat.

Cienie INGLOT - zaskoczyła mnie ich jakość?

Cena: 15 zł (19 zł - cień "tęczowy")

Wprawdzie wersji kolorystycznych jest wiele, ale żadna z nich nie powaliła mnie na kolana. Żadna nie miała "tego czegoś". Owszem, są to piękne kolory, ale raczej oczywiste. 

Mam trzy cienie: jeden to tzw. "tęcza" (117), drugi to chłodny brąz (342), który nada się do podkreślania załamania powieki jak i do wypełniania brwi, a trzeci to jasny, szary odcień (387). Każda z tych wersji jest matowa, ponieważ takie wykończenie najlepiej sprawdza się przy mojej opadającej powiece.

Muszę przyznać, że produkt mnie zaskoczył i to bardzo. Okazało się, że pomimo niezbyt rewelacyjnej pigmentacji na dłoni, cienie świetnie wyglądają na oku - są dobrze widoczne. Pozwalają na budowanie koloru. Ponadto łatwo się rozcierają, bardzo dobrze się z nimi pracuje i są trwałe.
Dodatkowo na odwrocie wybity jest numer cienia, więc nie musimy się zastanawiać jaki wybrałyśmy kolor - wystarczy sprawdzić.

Jednak to, co ma swoje mocne strony, posiada także wady. Cienie się pylą i to dosyć intensywnie. Nie są też najtańsze, ale za markę trzeba płacić. Możemy pocieszyć się tym, że wspieramy polski rynek a taki pojedynczy egzemplarz cienia jest naprawdę duży, więc trzeba by się napracować, aby go zużyć. 

Być może to przez moje małe oczekiwania czy sceptyczne nastawienie, ale cienie zaskoczyły mnie i to w tą dobrą stronę, czyli na plus. Z takim niespodziewanym wynikiem może jeszcze kiedyś skuszę się na inne wersje kolorystyczne, chociaż nie ukrywam, że chętniej sięgam po cienie Kobo, o których pisałam TUTAJ :)

A Wy macie jakieś doświadczenia z tymi cieniami? Co o nich myślicie?

Zobacz także:


17 marca

Ciasteczka z lentilkami

Ciasteczka z lentilkami
Ciasteczka z lentilkami to łatwy, szybki, a przede wszystkim smaczny sposób na poczęstunek dla gości... Są kruche a wygląd sprawia, że zajadanie ich to sama przyjemność. Idealnie nadają się na przyjęcie dla dzieci, co nie oznacza, że należy się do tego ograniczać - ja stara kobita właśnie zrobiłam je na moje 20 urodziny :D
Samo tworzenie ich można wykorzystać jako świetnie spędzony czas z dzieckiem.


#1 PRZEPIS: Ciasteczka z lentilkami

         Składniki:
  • 180g mąki
  • 60g mąki ziemniaczanej
  • 125g masła/margaryny
  • 4 łyżki cukru pudru
  • cukier waniliowy
  • jajko
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • ok. 120g lentilków (do ozdabiania)

Sposób wykonania:
Mieszamy sypkie składniki a następnie dodajemy masło i gnieciemy (lub siekamy nożem). Dodajemy jajko i zagniatamy ciasto.
Wycinamy ciasteczka, przekładamy je na blaszkę do pieczenia i ozdabiamy lentilkami.
Pieczemy w 165' przez 15-20 min.

Pamiętajcie, aby wyciągnąć je na czas, bo inaczej ciasteczka się przypieką a cukierki popękają. Tak stało się w moim przypadku, co nie zmienia faktu, że są pyszne ;)

Po krótkiej nieobecności Musiał.am Was słodko przywitać ;) Mam nadzieję, że mi się to udało :D

Życzę Wam idealnych ciasteczek :) Miłego tworzenia!

12 marca

BUBEL? Kobo Brillance Nails - top coat

BUBEL? Kobo Brillance Nails - top coat
Zacznijmy od tego, że ja hybryd nie używam. Paznokci też często nie maluję, bo czas wysychania lakieru dłuży się w nieskończoność. I tu pojawia się rewolucyjne rozwiązanie jakim jest top coat przyspieszający wysychanie lakieru.

Już od dawna poszukiwałam takiego produktu, który pozwoliłby mi szybciej powrócić do codziennych czynności po pomalowaniu paznokci. Mój wybór padł na Kobo (7,5 ml; 9,99 zł)  i to co miało zakończyć się happy endem, zakończyło się sromotną klęską.

Producent informuje nas, że top zapewnia wysoki połysk lakieru, przyspiesza jego wysychanie oraz utwardza i przedłuża trwałość. Idealnie.
Z jednym mogę się zgodzić... Przedłuża trwałość lakieru. Co do pozostałych obietnic już tak różowo nie było. Robiłam dwa podejścia i za każdym razem efekt był ten sam: brak zapierającego dech w piersiach połysku i odgnieciona pościel (a żeby tylko!) na paznokciach.

BUBEL? Kobo Brillance Nails - top coat
Podejście nr 1
BUBEL? Kobo Brillance Nails - top coat
Podejście nr 2



















Podejście nr 1
Po pomalowaniu paznokci naniosłam na nie top coat. Od razu dało się zauważyć, że aplikator nie należy do najprzyjemniejszych w użytkowaniu, jest zbyt sztywny. Po około 30 min, po dotknięciu, zostawał lekko odbity palec, ale można już było wykonywać proste czynności. Paznokcie przetrwały robienie pizzy a nawet mycie głowy! Pomyślałam: "Wow! W końcu mam kłopot z głowy". Niestety rano okazało się, że wcale tak nie jest, a moje paznokcie są zniszczone.
Lakier utrzymał się 10 dni i po tym czasie został zmyty.

Podejście nr 2
Postanowiłam dać mu drugą szansę. Tym razem, przekonana, że była to wina zbyt grubej warstwy lakieru, nałożyłam trzy cienkie warstwy koloru i dodatkowo odczekałam 5 min.
Kolejnym krokiem był top coat. Tutaj spostrzegłam, że produkt kobo jakby rozpuszcza lakier i dzięki temu wszelkie nierówności znikają. Po 10 min paznokcie były lepkie a po 25 min można było normalnie funkcjonować. Byłam pewna sukcesu, ale kolejnego dnia spotkało mnie takie samo rozczarowanie.

Wnioski wyciągnijcie sobie sami ;) Ja mogę tylko powiedzieć, że produkt nie spełnił moich oczekiwań i go nie polecam.

Napiszcie mi proszę, czy macie jakiś sprawdzony sposób na szybkie wyschnięcie lakieru? :D

09 marca

Naga prawda o pędzlach HAKURO

Naga prawda o pędzlach HAKURO
Pędzle HAKURO to znane i lubiane produkty. Warto zaznaczyć, że HAKURO to firma polska. Czytając komentarze w internecie znajdujemy mnóstwo pozytywnych recenzji jednak zdarzają się też opinie, że kupując te pędzle bierzemy udział w loterii: albo się uda dobrze zrobiony pędzel, albo bubel z wypadającym lub źle przyciętym włosiem. Faktem jest, że tych pozytywnych głosów internautów jest o wiele, wiele więcej niż negatywnych, ale nawet ta garstka niezadowolonych potrafi zasiać w nas ziarno niepewności. W takim razie jak brzmi prawda o pędzlach marki HAKURO?

Posiadam cztery pędzle tej firmy i na nich będzie opierała się moja recenzja.

Każdy z pędzli posiada czarny, drewniany trzonek, na którym wybita jest nazwa producenta i model, oraz srebrną skuwkę. Wizualnie są bardzo eleganckie i estetyczne, miłe dla oka.

Naga prawda o pędzlach HAKURO
Od lewej: H60, H78, H77, H54
HAKURO H60 - KLIK
Cena: 12,90 zł

Pędzel z dwukolorowego włosia syntetycznego służący do nakładania korektorów o płynnej lub kremowej konsystencji.
HAKURO H60 to pierwszy zakupiony przeze mnie pędzel tej firmy. Zakup był o tyle nieprzemyślany, że przez długi czas nie wiedziałam do czego go wykorzystać... Zalicza się do tych języczkowych i ma wyraźnie zaznaczony czubek. Dobrze sprawdza się do rozcierania korektorów, jednak ja używam go do nakładania cienia na dolną powiekę :) Włosie jest giętkie, miękkie i gęste. Nie doszukamy się tu również kłujących włosków.
Pędzel ten nie jest niezbędny do wykonania makijażu.

HAKURO H78 - KLIK
Cena: 18,40 zł

Z kolei ten pędzel to kuleczkowy must-have. Wykonany jest z naturalnego włosia pony (kucyk), które ułożono w okrągłej skuwce. Jest miękki i nie stanowi zagrożenia dla naszego oka ;) Świetnie rozciera cienie a także blenduje je między sobą. Ze względu na rozmiar idealnie nadaje się do aplikacji cienia w zewnętrznej części powieki czy załamaniu. Pomocny przy uzyskaniu tzw. efektu "smoky eye". Można też nim rozcierać cienie na dolnej powiece. Używam go praktycznie przy każdym makijażu i jestem z niego bardzo zadowolona :)

HAKURO H77 - KLIK
Cena: 18,40 zł

Kolejny pędzel to tzw. puchacz. Jest wykonany z miękkiego, naturalnego, koziego włosia i jest to już drugi niezastąpiony pędzel w moim makijażu. Umożliwia roztarcie cienia w "mgiełkę", nałożenie go na powiekę lub w jej załamanie. Cudownie sprawdza się przy blendowaniu kolorów. Posiada wyprofilowany czubek co pozwala na bardziej precyzyjne użytkowanie.

HAKURO H54 - KLIK
Cena: 35,90 zł

Jest to ostatni pędzel, tej firmy, jaki posiadam. Służy on do nakładania podkładu i wykonany jest z dwukolorowego włosia syntetycznego. Jest bardzo miękki, gęsty i miły w dotyku. Włosie zostało przycięte "na okrągło". Pędzel jest duży, więc szybko, ale precyzyjnie, można nałożyć nim podkład na całą twarz. Można także wykorzystać go do nakładania kosmetyków mineralnych, różu i innych płynnych produktów. Aby zużyć mniej kosmetyku wystarczy delikatnie spryskać go wodą. Niestety w moim egzemplarzu zdarza się, że pędzel gubi pojedyncze włoski (głównie przy praniu), ale nie ma tragedii.

Pędzle są łatwe w utrzymaniu czystości. Domywają się z najcięższych i najbardziej wymagających produktów (do mycia używam szarego mydła). Włosie nie odkształca się i o ile do skuwki nie dostanie się woda, mogą służyć nam przez długi okres czasu.
Ponadto idealnie nadają się dla osób zaczynających przygodę z makijażem, ale też dla wprawionych w tym fachu. Są łatwo dostępne (w internecie) i niedrogie a przy tym są świetnej jakości.

Mogę z czystym sumieniem napisać, że polecam te pędzle. Są one jednymi z moich ulubionych :)


07 marca

Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia

Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia
Pisząc tego posta czuję się "nie na czasie"... Ale kiedy był boom na te pomadki, ja nie miałam bloga - dlatego piszę o nich dzisiaj ;) Matowe pomadki w kredce od GR to jedne z moich ulubionych produktów do ust. Są niedrogie a ich jakość jest naprawdę świetna!

Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia
Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia


Trwałość

Miałam okazję nieraz testować je na imprezach okolicznościowych. Na moich ustach, bez jedzenia, wytrzymują spokojnie kilkanaście godzin (a nawet cały dzień), a podczas posiłku ścierają się... ładnie, równomiernie i z umiarem ;) Wiadomo, że podczas mówienia "zjadają" nam się od wewnątrz ust, ale nie rzuca się to jakoś specjalnie w oczy... Ot normalka przy używaniu pomadek.

Są miękkie i wygodnie suną po ustach - nie stwarzają dyskomfortu. Da się wyrysować nimi usta, ale wiadomo, że ze względu na ich grubość jest to łatwiejsze z konturówką (którą spokojnie można dostać w tym samym kolorze co pomadka ;)).
Na zaniedbanych ustach mogą podkreślać suche skórki. Producent obiecuje nawilżenie... Czy do końca tak jest? Pomadki wprawdzie jakoś specjalnie nie wysuszają, ale przy długim noszeniu do nawilżenia też im daleko.

Kredki występują w wielu kolorach, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Ja posiadam trzy kolory i z każdego jestem zadowolona.



Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia
Nr 14
Cena: 11,90 zł
Gramatura: 3,5g

Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia
Nr 16

Golden Rose Matte Lipstick Crayon - pomadka w kredce - moja opinia
Nr 07

Patent na temperowanie

Zagadka pojawiła się, kiedy chciałam je zatemperować. Okazało się, że nie pasują do mojej strugaczki! Pokombinowałam i odkryłam pewien myk (albo i nie... ja po prostu się z tym wcześniej nie spotkałam). Okazało się, że po ściągnięciu kolorowej "zatyczki" ukazuje nam się otwór, przez który można wysunąć kredkę, by móc ponownie jej użyć bez temperowania. Wystarczy, że delikatnie popchniecie ją np. kredką przez ten otwór ;)

Mam pewne podejrzenia, że do tego właśnie on służy tylko po prostu nikt o tym nie wie ;p


Dajcie znać czy używacie tej kredki i czy taki sposób na "temperowanie" okazał się pomocny ;) 

05 marca

DIY Kupony - sposób na prezent + gotowe szablony

DIY Kupony - sposób na prezent + gotowe szablony
Zapewne każdy z nas zna to uczucie, kiedy zbliżają się czyjeś urodziny a my nadal nie mamy prezentu... Ja też się z tym zmierzyłam.

Zbliżała się rocznica związku a mi zależało na jakimś upominku. Ponadto chciałam, aby nie był zbyt banalny. Chodziłam, szukałam i znalazłam! Kupony. Moja radość nie trwała długo. Niestety okazało się, że są tylko w wersji dla pań... I tu pojawiło się pytanie co dalej zrobić z tym fantem. 

Pogrzebałam trochę po internetach i postanowiłam zrobić je sama. Odpaliłam GIMPa i zabrałam się do pracy. 

Koszt jaki poniosłam to trochę mojego czasu i jakieś 15 zł za wydrukowanie kuponów na papierze wizytówkowym. 

A oto efekty mojej pracy:


DIY Kupony - sposób na prezent + gotowe szablony
DIY Kupony - kilka propozycji napisów
DIY Kupony - sposób na prezent + gotowe szablony
DIY Kupony + gotowe szablony

Aby kupony ładnie wyglądały jako prezent, możecie zapakować je do pudełeczka, włożyć do ozdobionej koperty lub związać wstążką ;)

Udostępniam Wam "gotowce" z mojego konta Google :) Macie tutaj gotowe kupony lub szablony, które są samym zarysem bez napisów (macie możliwość dodania swoich).

Szablony: KLIK
Gotowe kupony: KLIK

Na zakończenie dodam, że prezent się spodobał, a  robienie go okazało się łatwiejsze niż się spodziewałam ;)

A Wy? Macie jakieś kreatywne pomysły na prezent? 


03 marca

Tanie i dobre, czyli... szare mydło + kilka zastosowań

Tanie i dobre, czyli... szare mydło + kilka zastosowań
Szare mydło to kolejny kosmetyk doceniany przez nasze babcie, a zapomniany w dzisiejszych czasach. Ze względu na prostą recepturę kosmetyk tenw okresie PRL-u, był jednym z najłatwiej dostępnych typów mydeł wykorzystywanych zarówno do celów higieny osobistej, jak i gospodarczych. Dzisiaj pokażę Ci, że obecnie również może mieć ono wiele zastosowań.

#3 Tanie i dobre, czyli... szare mydło + kilka zastosowań
#3 Tanie i dobre, czyli... szare mydło + kilka zastosowań
Cena: 2,49 zł
Gramatura: 100g

O SZARYM MYDLE SŁÓW KILKA...

Szare mydło jest mieszaniną soli potasowych, wyższych kwasów karboksylowych, gliceryny, kwasu cytrynowego, chlorku sodu i innych. W odróżnieniu od popularnych mydeł, które mają charakter sodowy, szare mydło nie zawiera sztucznych składników czy substancji zapachowych. Sprawia to, że praktycznie nie powoduje uczuleń, a jego zapach jest słabo wyczuwalny. Może być stosowane do każdego rodzaju skóry. Ponadto sole potasowe sprawiają, że szare mydło jest miękkie (maziste), przez co – w porównaniu do twardego mydła sodowego – łatwiej rozpływa się w wodzie.


Szarym mydłem możesz myć całe ciało (w tym włosy). Trzeba jednak pamiętać, że ma właściwości wysuszające, więc po jego użyciu należy odpowiednio nawilżyć skórę.


Mydło to ma wiele zastosowań nie tylko w pielęgnacji, ale również w codziennym użytkowaniu. A oto kilka przykładów jego użycia:

  • Wspomaga leczenie trądziku - Szare mydło ma bardzo dobre właściwości antybakteryjne. Dzięki temu możemy używać go do walki z niedoskonałościami cery. Pamiętajmy jednak, że wspomaga ono leczenie, ale go nie zastępuje!
  • Mycie włosów - otwiera łuski włosowe (przez co sprzyja wnikaniu odżywczych składników z odżywek i maseczek), a do tego włosy rosną szybciej. 
    Po umyciu należałoby zastosować maskę lub odżywkę, w innym przypadku mydło może wysuszyć włosy. Do ostatniego płukania można również użyć wody z octem i problem suchości z głowy.
         U niektórych osób z bardzo suchą skórą głowy może pojawić się łupież!
  • Wywabianie plam - namoczyć zaplamione miejsce szarym mydłem i plama skutecznie znika. Można je także stosować w całym procesie prania.  
  • Pranie ubrań dziecięcych – wiele dzieci rodzi się z problemami skórnymi. Również wtedy pomóc nam może szare mydło. Jest ono hipoalergiczne (nie uczula), więc wystarczy dodać go do prania.
    Aby to zrobić należy
     zetrzeć wybraną ilość mydła na grubych oczkach, rozpuścić w gorącej wodzie i bezpośrednio wlać do bębna pralki.
  • Zastosowanie w ogrodnictwie - jeżeli zaobserwujesz białe grudki i pajęczynki przędziorków, ciemne plamy tarczników, ślady mszyc czy wełniaków na roślinach doniczkowych, nie martw się. Regularne (od 7 do 14 dni) opryskiwanie roślin roztworem białego mydła (20 dkg szarego mydła rozpuszczamy w 1 litrze wody) rozwiąże ten problem.
  • Mycie pędzli do makijażu (ale i tych po farbach olejnych) - ostatnie i najczęściej stosowane przeze mnie zastosowanie szarego mydła. Jest to genialne a w dodatku tanie rozwiązanie. Z łatwością usuwa z pędzli tłuste podkłady, korektory jak i cienie.

To już wszystkie propozycje zastosowania szarego mydła jakie dla Ciebie przygotowałam. 

Czy czymś Cię zaskoczyłam? Daj znać w komentarzu :)


ZOBACZ TAKŻE:


  1. NAGA PRAWDA O PĘDZLACH HAKURO
  2. CIENIE KOBO W WERSJI PALETY I POJEDYNCZYCH WKŁADÓW - TA SAMA JAKOŚĆ?
  3. SHEFOOT - SPOSÓB NA POPĘKANE PIĘTY I PRZESUSZONĄ SKÓRĘ STÓP

01 marca

O co tyle hałasu? - gąbka do makijażu Beauty Blender

O co tyle hałasu? - gąbka do makijażu Beauty Blender
Zastanawiałyście się jak to jest, że kobiety oszalały na punkcie kawałka różowej gąbki? Ja się zastanawiałam. Wielki boom na Beauty Blender sprawił, że informacja o nim dotarła i do mnie. Nie mając możliwości zakupu, namiętnie oglądałam coraz to nowe recenzje. Ich autorki wprost rozpływały się nad jego cudownością. Aż nadszedł dzień, kiedy i ja mogłam go przetestować.

O co tyle hałasu? - Beauty Blender akcesoria, gąbka do makijażu
#1 O co tyle hałasu? - Beauty Blender
Cena: 69 zł
Link: KLIK

Gąbeczka do makijażu znajduje się w plastikowym opakowaniu z nadrukami. Ogromnym plusem pudełeczka jest to, że są w nim dwa otworki dzięki którym powietrze dostaje się do środka (i nasz BB może "oddychać"). 

Sama gąbka ma kształt "łezki" a po namoczeniu staje się bardzo mięciutka.

O co tyle hałasu? - Beauty Blender akcesoria, gąbka do makijażu
#1 O co tyle hałasu? - Beauty Blender, czyli różowa gąbka do makijażu

Gdy tylko nadarzyła się pierwsza okazja, chwyciłam za Beauty Blender i przystąpiłam do dzieła. Namoczyłam go pod bieżącą wodą i dokładnie wycisnęłam z niego jej nadmiar. Okazało się, że po tym zabiegu BB znacznie się powiększył. 
Makijaż rozpoczęłam od wylania podkładu na wierzch dłoni a następnie przenosiłam go na twarz BB.

O co tyle hałasu? - Beauty Blender akcesoria, gąbka do makijażu
Przed namoczeniem
O co tyle hałasu? - Beauty Blender akcesoria, gąbka do makijażu
Po namoczeniu

Efekt jaki uzyskałam był naturalny, podkład został równomiernie nałożony a krycie można było bezproblemowo stopniować.W dodatku kształt gąbeczki pozwala nam na dotarcie do trudno dostępnych miejsc jak np. okolice pod oczami czy płatki nosa.
Co ciekawe zauważyłam, że drobne zmarszczki mniej "rzucają się w oczy", ale może to tylko moja wyobraźnia zaszalała ;)

Trzeba jednak uważać, ponieważ używając BB też możemy przesadzić z ilością podkładu!


SPOSÓB MYCIA

U mnie najlepiej sprawdza się płyn do mycia naczyń lub szare mydło :) Przy kilku pierwszych praniach gąbeczka może "puszczać" kolor, ale to minie. Aby ją wysuszyć wystarczy położyć ją na otwartym opakowaniu a po wyschnięciu wpadnie do środka ;)


PODSUMOWANIE

Podsumowując. Czy Beauty Blender na prawdę można uznać za tak rewelacyjny wynalazek? Owszem, spełnia swoje funkcje i sprawia, że podkład lepiej stapia się z cerą. Jest też skuteczniejszy od pędzli (nie zostawia smug), ale nie jest on niezbędny. Ponadto nie przyspiesza on naszego makijażu. Mimo, że namiętnie go używam to uważam, że jest to raczej gadżet a nie must-have w kosmetyczce. 


Copyright © 2016 Concordiaa , Blogger