02 listopada

Naturalna pielęgnacja ust za grosze? To możliwe!

Naturalna pielęgnacja ust za grosze? To możliwe!
Usta to zdecydowanie element twarzy, który najczęściej (no może oprócz oczu ;)) zwraca uwagę. Z tego powodu warto o nie zadbać nie tylko zimą, kiedy dokuczają im niskie temperatury czy latem, gdy przesusza je upał i wiatr, ale przez cały rok. Używamy balsamów, pomadek ochronnych czy masełek do ust, które mają cudowny zapach czy "fikuśne" opakowania. Z czasem jednak mogą zawieść. Dlatego ja zawsze będę bronić naturalnej, domowej pielęgnacji ust, która nie obciąży zbytnio naszego portfela.

Naturalna pielęgnacja ust za grosze? To możliwe!

NIE ZAPOMNIJ O PEELINGU!

Pielęgnację ust warto zacząć od delikatnego peelingu, aby pozbyć się martwego naskórka. Tak, tak - tutaj peeling też się przyda jeśli chcesz uniknąć suchych skórek. Niekoniecznie wykonuj go codziennie. Powiedziałabym nawet, że nie jest to wskazane w tak delikatnym obszarze. 1-2 razy w tygodniu w zupełności powinno wystarczyć. Czym peelingować? Można sięgnąć po pomadki peelingujące, ale czy kawa lub cukier nie będą dobrą opcją? Zawsze są pod ręką, nie zawierają zbędnych dodatków jak na przykład substancje zapachowe czy konserwujące. Nasz portfel również będzie nam wdzięczny za ten wybór. Możesz również stworzyć domowy peeling! Przepis na taki kosmetyk DIY podałam TUTAJ :)

NAWILŻANIE TO PODSTAWA!

Kolejnym krokiem jest nawilżenie lub natłuszczenie ust. Nie ma się tutaj co rozpisywać. W tym celu najlepiej sprawdzi się wazelina kosmetyczna lub miód. Czasem zdarza się i tak, że z czystego lenistwa, wcieram w usta ten sam krem, który nakładam na twarz... Ale są to sporadyczne przypadki.

MASKA NA RATUNEK!

W sytuacjach kryzysowych, kiedy usta są w gorszej kondycji (mocno przesuszone czy popękane) warto zafundować im maskę z miodu. W tym celu nakładamy grubą warstwę miodu na usta i zmywamy ją (lub zlizujemy ;)) po 10-15 minutach albo pozostawiamy ją na noc :) Więcej o korzyściach stosowania miodu w pielęgnacji ust pisałam TUTAJ.

Jak widzisz pielęgnacja ust nie musi być ani trudna, ani czasochłonna a tym bardziej zabójcza dla Twojego portfela. Dzięki takiemu dbaniu o usta, będą one gładkie i miękkie czym przyciągną uwagę niejednego przechodnia ;)

Masz inne sprawdzone metody w pielęgnacji ust? Wybierasz naturalne czy drogeryjne kosmetyki? :)

18 lipca

Parcie na bycie gładkim, czyli o depilacji ciała słów kilka

Parcie na bycie gładkim, czyli o depilacji ciała słów kilka
Historia depilacji sięga już czasów starożytnych, jednak po wzlotach i upadkach jej popularności dopiero w czasach obecnych uznawana jest wręcz za konieczność. Depilujemy sobie wszystko: nogi, okolice bikini, ręce, pachy a nawet twarz. Co więcej depilacja twarzy ogranicza się nie tylko do potocznie nazywanego wąsika - kobiety zaczęły ją golić w celu pozbycia się meszku, który według nich nieestetycznie wygląda w makijażu! Czy to nie lekka przesada?

Parcie na bycie gładkim, czyli o depilacji ciała słów kilka

ZBĘDNY "MESZEK"

O ile depilacja nóg nas nie dziwi, tak wielkim oburzeniem lubimy reagować na depilację twarzy. Ostatnio widziałam filmik pewnej dosyć znanej youtuberki, która pozbywała się "meszku" za pomocą nożyka/trymera i fala hejtu jaka na nią spłynęła w komentarzach dała mi do myślenia. Zabieg jednoznacznie skojarzył się z goleniem zarostu u mężczyzn. Mimo to jestem przekonana, że wiele kobiet tak robi, ale niewiele się do tego przyznaje. To ich wybór i nie powinny być za to krytykowane. Jestem pewna, że jeszcze niedawno dokładnie tak samo reagowano na depilację nóg ;)

MĘSKOŚĆ TO JUŻ PRZESZŁOŚĆ?

Kontrowersje budzi także depilacja u mężczyzn. I nie mówię już tutaj o nogach czy klacie, ale nawet golenie pach wywołuje nieprzychylne komentarze. W Polskim społeczeństwie utarło się, że mężczyznę, który stosuje depilację nie można nazwać męskim (no może wyjątek mogą stanowić tutaj sportowcy). Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię, że każdy podąża tym tokiem myślenia, ale znaczny odsetek osób jest skłonna uznać to za prawdę. Ja uważam, że wręcz przeciwnie - nie ujmuje to męskości a w dodatku jest higieniczne, bo umówmy się, że drobnoustroje, które rozwijają się w zaroście (tym bardziej latem) z higieną nic wspólnego nie mają.

Moda przychodzi i odchodzi ustępując miejsca kolejnym, nowym trendom. Kiedyś kontrowersję budziła depilacja nóg - dzisiaj twarzy... Może za pięć czy dziesięć lat będzie to normą i już nikogo nie zdziwi? ;)

A jaka jest Twoja opinia na temat depilacji ciała? Golenie twarzy wśród kobiet to już przegięcie czy raczej nadchodząca moda? :)


01 lipca

Tołpa łagodny żel do mycia twarzy i oczu

Tołpa łagodny żel do mycia twarzy i oczu
O kosmetykach Tołpa słyszałam wiele dobrego, ale jakoś nigdy szczególnie mnie nie kusiły. Aż któregoś dnia skusiła mnie... promocja. Tym oto sposobem swoją szansę w mojej pielęgnacji zyskał łagodny żel do mycia twarzy i oczu Tołpa z serii oczyszczanie. O tym czy powróci jeszcze do mojej pielęgnacji przeczytasz w dalszej części postu.


Tołpa łagodny żel do mycia twarzy i oczu

Skład:
Aqua, Disodium Cocoamphodiacetate, Propylene Glycol, Polysorbate 20, Acrylates C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Poloxamer-184, Peat Extract, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Centaurea Cyanus Flower Extract, Sodium Hydroxide, Sodium Citrate, Hydroxyoropyl Guar Hydroxyoropyltrimonium Chloride, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Citric Acid, Parfum, Benzyl Alcohol, Salicylic Acid, Sorbic Acid

Nie znam się na składach, ale czytając ten mam wrażenie, że nie jest jakoś szczególnie zachwycający - tym bardziej, że widnieje w nim Disodium EDTA, którego staram się unikać.

Według producenta żel łagodnie oczyszcza, nawilża oraz odświeża skórę.

"Oczyszcza skórę z makijażu i zanieczyszczeń. Jest łagodny i można go używać do demakijażu oczu i ust. Nawilża i odświeża. Łagodzi podrażnienia i przywraca komfort."
Żel nie zawiera sztucznych barwników, PEG-ów, SLS-u, mydła, parabenów, i donorów formaldehydu. Produkt hypoalergiczny.

Moja opinia

Żel ma raczej typowy (chociaż trudny do opisania) zapach, całkiem przyjemny. Kosmetyk ma żelową konsystencję (może dlatego, że to ŻEL do mycia twarzy ;p) i jest przezroczysty. W moim odczuciu produkt nie wysusza, ale też nie nawilża skóry. Ponadto słabo się pieni - mam wrażenie, że z tego powodu za dużo go nakładam. Przez to jest mało wydajny, chociaż na wydajność ma wpływ także fakt, że otwór w tubce jest zbyt duży, przez co wylewa się nadmierna ilość kosmetyku.

Niestety nie radzi sobie w 100% z demakijażem, a w szczególności z tuszem do rzęs. Nie ryzykowałabym używania go jako samodzielnego produktu do zmywania makijażu. Kosmetyk nie szczypie po dostaniu się do oczu, przez co bez obaw stosuję go również w tych okolicach. Jest to ogromna zaleta! Do zalet można zaliczyć także to, że produkt jest hypoalergiczny. 

Żel do mycia twarzy i oczu Tołpa jest całkiem okej, ale szału nie ma. Przez to, że jest słabo wydajny (głównie przez niedopracowane opakowanie) raczej długo po niego nie sięgnę.
W pierwszym odruchu chciałam wypowiedzieć się o nim niezbyt przychylnie - ot taki średniaczek - ale po przemyśleniu kilku aspektów doszłam do wniosku, że kosmetyk powinien sprawdzić się przy wrażliwej skórze.

A Ty lubisz kosmetyki marki Tołpa? Używałaś tego żelu? :)

Zobacz także:

26 czerwca

Isana Lemon Taste - cytrynowa pianka do mycia ciała

 Isana Lemon Taste - cytrynowa pianka do mycia ciała
Cytrynowa pianka do mycia ciała Isana znalazła się u mnie spontanicznie. Będąc w drogerii miałam zamiar zakupić tak popularne ostatnio pianki Nivea, ale moją uwagę zwrócił podobny produkt z Isany. Nie wiedziałam czy taka forma będzie mi odpowiadać, a że żele pod prysznic marki Isana bardzo lubię, skusiłam się właśnie na tą firmę.

 Isana Lemon Taste - cytrynowa pianka do mycia ciała

Energetyzujący dizajn opakowania przywodzi na myśl orzeźwienie i zdecydowanie zwraca na siebie uwagę na sklepowych półkach. Po wstrząśnięciu pojemnika i naciśnięciu dozownika otrzymujemy gęstą, trwałą piankę (w konsystencji przypomina mi piankę do golenia). Kosmetyk jest wydajny, wystarczy niewielka ilość, aby umyć całe ciało.

 Isana Lemon Taste - cytrynowa pianka do mycia ciała

Skład nie powala na kolana, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Pianka przyjemnie otula ciało, nie podrażnia i nie wysusza skóry. Cudownie pachnie! Słodko. Aromat mocno kojarzy się z cytrynową, bitą śmietaną. Ponadto pianka jest bardzo wydajna - używałam jej bardzo długo, bo ponad miesiąc... Cena jest bardzo przystępna - 6,99 zł (na promocji dorwałam za 5 zł). 

Pierwszy raz miałam styczność z tego rodzaju produktem i nie mam porównania z piankami Nivea, ale jestem zachwycona tym kosmetykiem. 

A Ty testowałaś pianki do mycia ciała? Co myślisz o tej konsystencji? :)

Zobacz także:


01 maja

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy naprawdę pachnie czekoladą?

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy naprawdę pachnie czekoladą?
Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir to jedyna (o ile się nie mylę) paleta cieni z tej serii z tak dużą ilością matów - jest ich aż 12 spośród 16 cieni. Był to jeden z głównych powodów, przez który paleta trafiła w moje łapki. Zapewne wiele z Was nie zdziwi fakt, że egzemplarz ten porównywany jest do palety cieni Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance Palette. I nic dziwnego! Kolorystycznie są bardzo do siebie zbliżone - jednak czekoladka posiada kilka kolorów więcej.

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Cienie znajdują się w solidnym opakowaniu imitującym topiącą się czekoladę. Po jego otwarciu unosi się zapach bliższy słodkiemu kakao niż czekoladzie. Z kolei nazwy cieni konsekwentnie nawiązują do jedzonka :) W środku znajduje się foliowa wkładka z wypisanymi nazwami cieni, ale według mnie pełni ona jeszcze jedną funkcję - chroni lusterko przed zabrudzeniem, kiedy paleta jest zamknięta. A jeśli już o lusterku mowa... Jest duże, nawet bardzo duże, przez co bez problemu może posłużyć nam przy makijażu. Aplikator jak to aplikator - nie na wiele się zda, chyba że ktoś preferuje go w makijażu.

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Paleta kosztuje około 40 zł (ja kupiłam za niecałe 30 zł w drogerii internetowej) i można by się spodziewać, że jakość nie powali na kolana, jednak jak za tą cenę cienie są rewelacyjnie napigmentowane. Za jeden cień wychodzi średnio 2,50 zł. Kolorystyka palety bardzo do mnie przemawia.

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Ciepłe odcienie pozwolą na wykonanie zarówno lekkiego, dziennego makijażu jak i mocnego, wieczorowego looku. Paleta jest w zupełności samowystarczalna - ma jasny, beżowy cień jak i ciemny brąz (czerni nie ma, ale przymkniemy na to oko).

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Cienie ładnie się rozcierają a ich pigment można stopniowo pogłębiać. Lekko się pylą, ale jest to minimalna ilość jak na matowe cienie. Na oku trzymają się aż do demakijażu.

Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir - czy na prawdę pachnie czekoladą?

Są dwa piękne, różowo-fioletowe cienie, pink icing oraz bubble-gum, niewiele się od siebie różniące. Pink icing jest odrobinę ciemniejszy i zawiera drobinki. Jak dla mnie jeden z nich mógłby być zastąpiony innym kolorem.

Czytałam o tej palecie wiele pozytywnych opinii i nie zawiodłam się. Jest to kolejna ulubiona paleta w mojej małej kolekcji. Jeśli nie chcesz wydawać ogromnych sum na kosmetyczne palety a szukasz dobrej jakości cieni to polecam tą właśnie czekoladkę. Nie zawiedziesz się :)

Dwa makijaże wykonane paletą możesz zobaczyć w ostatnim wpisie - TUTAJ.

Używałaś palety z serii czekoladowej? A może masz już swojego faworyta w tej kategorii? :)

Zobacz także:




27 kwietnia

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?
Rzęsy magnetyczne to pokusa dla wielu miłośniczek makijażu. Obiecują łatwą aplikację, podkreślone spojrzenie i efektowne wykończenie makijażu. Ale czy to co pięknie napisane sprawdza się w praktyce? A no właśnie, z praktyką bywa różnie a czasami nawet tragicznie. Zobaczcie jak to było w przypadku tych rzęs.


Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Po magnetyczne rzęsy sięgam po raz pierwszy - to pewne - ale muszę się przyznać, że i z tradycyjnymi sztucznymi rzęsami nie miałam za wiele do czynienia. Z tego powodu postanowiłam przeżyć ten pierwszy raz podwójnie i zrobić porównanie.

Sztuczne rzęsy

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Z tradycyjnymi sztucznymi rzęsami nie było tak trudno jak się spodziewałam. Aplikacja udała się już za trzecim (a nawet za drugim) razem i wyglądało to całkiem przyzwoicie. Efekt był bardzo naturalny, bo i takie rzęsy wybrałam - niewiele dłuższe od moich i nie za gęste. Początkowo, nieprzyzwyczajona do ich noszenia, czułam je na oku jednak po pewnym czasie zapomniałam, że mam je na sobie. Trzymały się aż do demakijażu, podczas którego udało się je bezpiecznie zdjąć. Zaschnięty klej można było delikatnie usunąć dzięki czemu rzęsy nadają się do ponownego użycia.

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Baza pod cienie: Color Tattoo 93 Creme De Nude
Paleta cieni I Heart Makeup Chocolate Elixir: 
  - zmatowienie: Coconut, 
  - załamanie: Hot tea, 
  - pogłębienie załamania: Carrot cake 
  - zewnętrzny kącik: Bubble-gum, Pink Icing, 
  - wewnętrzny kącik: Creme Brulee
Linia wodna: kredka My secret Satin Touch Kohl nr 19 NUDE
Brwi: kredka Catrice w kolorze Don't let me brown, paleta cieni Freedom pro 12 audacious mattes (chłodne brązy)
Rzęsy: tusz Sephora Outrageous Volume mini, no name rzęsy
Podkład: Maybelline Affinitone 10 Ivory
Korektor: Maybelline Affinitone 01 nude beige
Puder: Kobo 312 Transparent
Bronzer: Kobo 308 Sahara sand + Bell contour kit brunette No:01
Rozświetlacz: Makeup Revolution Vivid Baked Highlighter Peach lights
Usta: konturówka Golden Rose (GR) 502, pomadka Crayon GR 14

Magnetyczne rzęsy

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Jak się okazało z rzęsami magnetycznymi nie było tak kolorowo jakby się mogło wydawać. Zacznijmy od tego, że pasek, na którym znajdowały się rzęsy - mimo że elastyczny - nie był wygięty w łuk (był prosty), co znacznie utrudniło aplikację. Na pasku znajdowały się trzy magnesy, co wcale nie pomagało przy pracy z nimi. 

Według załączonej instrukcji, założenie rzęs polega na tym, że jedną część kładzie się na rzęsach, natomiast drugą kładzie się pod spód tak, aby magnesy się złączyły. W praktyce jest to o wiele trudniejsze - okazało się wręcz wyzwaniem. Owszem, magnesy łączyły się, ale zupełnie nie tam gdzie chciałam. Mimo, że górną część rzęs przykładałam możliwie najbliżej linii wodnej, została ona odsuwana przez zbliżający się dolny fragment. W dodatku konieczne było zaangażowanie obydwu rąk, co nie miało aż takiego znaczenia przy tradycyjnych sztucznych rzęsach. Założenie rzęs zajęło mi jakieś 10 min... na jedno oko. Dałam za wygraną. Poprzestałam na jednym oku (lewym).

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Jaki był efekt? Okropny! Rzęsy znacznie odbiegały od linii naturalnych rzęs co niestety można było łatwo dostrzec. Ponadto były ciężkie i zniekształcały oko. Niewygodne. Przerysowany efekt.
Jedyną ich zaletą okazał się fakt, że nie wymagają kleju, który może uczulać lub podrażniać.

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Magnetyczne rzęsy - innowacja czy zbędny gadżet?

Baza pod cienie: Color Tattoo 93 Creme De Nude
Paleta cieni: I Heart Makeup Chocolate Elixir: 
  - zmatowienie: coconut 
  - załamanie: Icing 
  - powieka: Roasted 
  - zewnętrzny kącik: Chestnut 
  - wewnętrzny kącik: Creme Brulee
Eyeliner: Maybelline Eyestudio Lasting Drama Gel Eyeliner 24H 01 Black (Recenzja TUTAJ)
Linia wodna: My secret satin touch kohl nr 19 NUDE
Brwi: kredka Catrice Don't let me brown, paleta cieni freedom pro 12 audacious mattes (chłodne brązy)
Rzęsy: Sephora Outrageous Volume mini, rzęsy magnetyczne no name
Podkład: Maybelline Affinitone 10 Ivory
Korektor: Maybelline Affinitone 01 nude beige
Puder: Kobo 312 Transparent
Bronzer: Kobo 308 Sahara sand
Rozświetlacz: Makeup Revolution Vivid Baked Highlighter Peach lights
Usta: GR Velvet Matte nr 28

Wniosek jest jeden. Według mnie magnetyczne rzęsy nie wyprą z rynku rzęs przyklejanych na kleju, ponieważ za dużo z nimi zabawy. Aplikacja jest trudniejsza i zajmuje o wiele więcej czasu, a ten jest cenny kiedy spieszymy się na uroczystość. Ponadto efekt nie jest zadowalający. Po takim teście cierpliwości jaki przeszłam, nie mam ochoty po nie ponownie sięgać.

Jeśli macie ochotę je wypróbować to tutaj macie link do aukcji - KLIK :)

A co Ty myślisz na ten temat? Czy sztuczne rzęsy mają jeszcze szansę zaistnieć w kosmetycznym świecie? :)


19 kwietnia

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?
Maska na usta to element pielęgnacji, który powinien uchronić nas przed spierzchnięciem, przesuszeniem, zaniedbaniem ich. Jednym z takich kosmetyków jest żelowa maseczka Isana. Jak się sprawdziła?

Czy żelowa maska na usta Isana się sprawdziła?

Dizajn z pewnością ucieszy miłośników wszystkiego co słodkie i związane z jednorożcami. Opakowanie zawiera żelową maskę w kształcie różowych ust. Jest ona delikatna dlatego należy uważać przy jej wyjmowaniu (a nawet transporcie w opakowaniu - nie naciskać zbyt mocno na opakowanie), aby jej nie uszkodzić. Zapach maski kojarzy mi się z jakimś żelem pod prysznic - słodki i owocowy bardziej by tutaj pasował... Płachta obejmuje nie tylko usta, ale także niewielki obszar wokół nich.

Gdy maska jest zaaplikowana, czuć lekki, przyjemny chłód. Usta po zastosowaniu żelowej maski są gładkie, miękkie i nawilżone. Po zabiegu pozostaje minimalnie lepiąca się powłoka.

Myślę, że warto od czasu do czasu zrobić sobie taką maseczkę, a w szczególności przed wielkim wyjściem lub po użyciu wysuszającej pomadki.

12 kwietnia

Najlepszy eyeliner jaki miałam! Zgadniesz?

Najlepszy eyeliner jaki miałam! Zgadniesz?
Też tak miałyście? Ważne wyjście, starannie wykonany makijaż i... rozmazana kreska z eyelinera. Nie martw się! Ja miałam gorzej - to nie była rozmazana kreska. To była panda na oku! Niestety, przez moją opadającą powiekę oraz skłonność do łez podczas wybuchów radości, wybór odpowiedniego eyelinera jest bardzo istotny, jeżeli chcę uniknąć zaciekawionych spojrzeń. Dzisiaj o eyelinerze, który na chwilę obecną jako jedyny daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nie muszę martwić się czy pozostanie na swoim miejscu. To on dba o to, abym wyglądała dobrze. Przedstawiam mojego wybrańca: eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H.

eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H - najlepszy eyeliner jaki miałam w życiu!

Pojemność: 5 ml
Cena: 36,99 zł

Miałam do czynienia z niejednym eyelinerem zanim trafiłam na mój ideał. Eyelinery w pisaku nie dość, że nie grzeszyły trwałością to przestawały pisać, kiedy używałam ich na pomalowanym oku. Przecież nie tego oczekujemy, prawda? Te w kałamarzu nie okazały się lepsze. Po użyciu słynnego kosmetyku z Eveline okazało się, że owszem jest wygodny w użyciu i ma głęboką, czarną barwę, ale już przy pierwszej konfrontacji z łzą dał za wygraną. Po tych doświadczeniach nawet nie dopuszczałam do siebie myśli o zastosowaniu kredki do oczu w celu wyrysowania jaskółki. 
Aż któregoś pięknego dnia w moje ręce trafił eyeliner Maybelline.

eyeliner w żelu Maybelline Eyestudio Lasting Drama 24H - najlepszy eyeliner jaki miałam w życiu!

Żelowy eyeliner zamknięty jest w szklanym, matowym słoiczku ze srebrną zakrętką. Opakowanie jest szczelne o czym świadczy fakt, że produkt nie wysycha. Kosmetyk ma gęstą konsystencję i głęboki, czarny kolor nawet po zastygnięciu na powiece. Jest wydajny - wystarczy niewielka ilość do wyrysowania pięknej kreski z jaskółką. Po krótkiej praktyce okazuje się, że praca z nim jest przyjemna i nie tak trudna jak mogło się to wydawać na początku - wystarczy odpowiedni pędzelek.

A jeśli o pędzelku mowa... Do eyelinera dołączony jest dwustronny aplikator - z jednej strony pędzelek, z drugiej gąbeczka do rozcierania (której nie miałam jeszcze okazji używać). Podoba mi się to, że producent pomyślał o pełnym zestawie. Muszę przyznać, że aplikator jest na tyle dobry, że przy odrobinie wysiłku da się nim narysować zgrabną linię przy rzęsach. 

No i na koniec najważniejsze - trwałość. Kosmetyk jest ze mną aż do momentu demakijażu - a mówię to ja: posiadaczka opadającej powieki i łzawiących z radości oczu...

Masz swojego ulubieńca wśród eyelinerów? Co myślisz o propozycji od Maybelline? :)


ZOBACZ TAKŻE:
  1. GĄBKA KONJAC NIE TYLKO DLA MIŁOŚNIKÓW NATURALNEJ PIELĘGNACJI!
  2. HUDA BEAUTY WARM BROWN OBSESSIONS - RECENZJA PALETY CIENI
  3. INNOWACYJNE KOSMETYKI OD LABORATORIUM NATURELLA

31 marca

Luksusowe serum naprawcze do twarzy ESTÉE LAUDER Advanced Night Repair

Luksusowe serum naprawcze do twarzy ESTÉE LAUDER Advanced Night Repair
Serum do twarzy to kosmetyk posiadający silnie skoncentrowane składniki aktywne. W założeniu ma działać intensywniej od kremu i ma wzmocnić codzienną pielęgnację. Nie znaczy to jednak, że powinno się go traktować jako skuteczniejszy zamiennik kremu. Naturalne serum do twarzy może mieć konsystencję lekkiego kremu, olejku, żelu lub emulsji. W zależności od upodobań i przeznaczenia serum, można go stosować na dzień, na noc, codziennie lub jedynie jako kilkudniową kurację... Dzisiaj skupimy się na serum Advanced Night Repair (serum naprawcze) marki ESTÉE LAUDER. Czy spełniło swoją rolę?

Luksusowe serum naprawcze do twarzy ESTÉE LAUDER Advanced Night Repair

Według producenta serum stymuluje i przyspiesza naturalne nocne procesy naprawcze i oczyszczające. Advanced Night Repair zapewnia skórę miękką, nawilżoną i odporną na szkodliwe działanie czynników zewnętrznych. Głębokie i płytkie zmarszczki są zauważalnie zredukowane. Formuła skuteczna dla każdego typu skóry, powinna być nakładana rano i wieczorem na oczyszczoną skórę twarzy oraz szyi. Następnie powinno się zastosować krem.

A jak to wygląda w praktyce?

Serum jest płynne o konsystencji emulsji. Pachnie ziołowo z lekką nutą cytryny, przyjemnie. Eleganckie, ciemne opakowanie z akcentami złota kojarzy się z luksusem. Dodatkowo w pełnowymiarowym opakowaniu znajduje się pipeta, która z pewnością ułatwia aplikację kosmetyku.

Serum bardzo szybko się wchłania, powiedziałabym wręcz, że błyskawicznie. Staram się używać jego minimalną ilość i jak się okazuje kosmetyk jest wydajny. Po zastosowaniu produktu skóra jest miękka i odżywiona, jakby lekko napięta (zdecydowanie w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Cera wygląda zdrowiej, na wypoczętą.

Podczas testowania kosmetyku myślałam sobie "całkiem spoko serum", aż któregoś dnia dotarło do mnie, że zmarszczka na czole - ta irytująca zmarszczka - zniknęła. Była i jej nie ma - cudowne uczucie. Dopiero wtedy zaczęłam się przyglądać mojej cerze jeszcze dokładniej i ze zdumieniem stwierdziłam, że wygląda o wiele lepiej niż przed zastosowaniem kosmetyku.

To moje pierwsze doświadczenie z serum do twarzy i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Niestety takie serum (jak i wiele innych dostępnych na rynku) to nie mała inwestycja. Jeśli nie wiesz, czy Twoja skóra potrzebuje tak intensywnej pielęgnacji, warto zaopatrzyć się w próbki. Dzięki temu możesz zobaczyć jak cera reaguje na kosmetyk tego typu i po takim teście zaopatrzyć się w odpowiednie dla niej serum.

23 lutego

Maska do włosów Organic Shop Express Repair avocado&honey

Maska do włosów Organic Shop Express Repair avocado&honey
Która z nas nie marzy o pięknych, lśniących i zdrowych włosach? Każda z kobiet stara się o nie zadbać najlepiej jak potrafi. Używa masek, olejków, odżywczych szamponów... Te kosmetyki to dla kobiet nic nowego. Ekspresowa maska odbudowująca Organic Shop to kolejna szansa na zrobienie kroku w stronę idealnych włosów. Ale czy warto stawiać na swojej drodze ten produkt?


Maska do włosów Organic Shop Express Repair avocado&honey

Cena: ok. 8 zł
Pojemność: 250 ml

Składniki:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Distearoylethyl Dimonium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Persea Gratissima Oil, Mel, Tocopherol, Hydrolyzed Wheat Protein, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Parfum, Cl 77288, Cl 77492.
99%pochodzenia naturalnego

Od producenta

Maska wzbogacona w olej z awokado oraz ekstrakt miodu. Odbudowuje włosy od korzeni do końcówek, regeneruje strukturę, zmiękcza i nadaje połysk. Kosmetyk jest pochodzenia naturalnego aż w 99%. Nie zawiera silikonów, parabenów.
Produkt spełnia standardy ISO 9001 oraz ISO 22716 (GMP)

Wprawdzie na opakowaniu jest napisane, aby maskę nałożyć na czyste i wilgotne włosy a następnie zmyć ciepłą wodą po 2-3 minutach, ale ja stosuję ją tak jak każdą inną maskę, czyli nakładam na suche włosy i po minimum 30 minutach standardowo myję je szamponem. Taki sposób nakładania masek sprawdza się u mnie najlepiej.

Konsystencja, zapach, kolor

Przejdźmy do samej maski. Jej konsystencja jest gęsta i kremowa, co mi osobiście bardzo odpowiada. Po prostu lubię maseczki w takiej formie. Pachnie "ciężkawo" miodem i podejrzewam, że nie każdemu może to odpowiadać. Kolor jest zielonkawy, jak awokado, prawdopodobnie za sprawą olejku z awokado.

Działanie maski

Samo działanie maski jest bardzo zadowalające. Włosy zdecydowanie wyglądają na odżywione i zdrowsze. Są miękkie i dobrze się rozczesują. Minimalnie się "puszą", co mi osobiście nie przeszkadza, bo w moim przypadku sprawia to wrażenie większej objętości włosów... Warto wypróbować ten kosmetyk, aby osobiście sprawdzić jego działanie.

A może już miałaś okazję go stosować? Jak Ci się sprawdził? Jakie inne naturalne maski polecasz?

Zobacz także:


19 lutego

DIY Krem pod oczy zrób to sam

DIY Krem pod oczy zrób to sam
Wielkie obietnice, niespełnione oczekiwania, pieniądze wyrzucone w błoto... Często jest to jedyne, czego możemy oczekiwać od producentów kremów pod oczy. Produkt, który miał wygładzić zmarszczki, odświeżyć spojrzenie okazuje się niewypałem, który jedynie lekko nawilża okolice oczu a i to nieraz nie do końca mu wychodzi. Dzisiaj post dla tych z Was, które szukają niedrogiego, domowego zamiennika dla drogeryjnych kremów pod oczy.

DIY Krem pod oczy zrób to sam

SKŁADNIKI:
  • 4,5g masła shea (ok. 1 łyżeczka)
  • 2 krople lub 2 kapsułki wit. E
  • 10 kropli oleju awokado
  • olej kokosowy (opcjonalnie; minimalna ilość dla zapachu)

DIY Krem pod oczy nawilżająco-odżywczy zrób to sam

Termin ważności to ok. 2 miesiące, więc całkiem nieźle jak na produkt DIY.

SPOSÓB UŻYCIA

Nałożyć niewielką ilość kosmetyku w okolice oczu i delikatnie wklepać. Krem pod wpływem ciepła rozpuści się i ładnie rozprowadzi.
Nie przejmuj się, jeśli zauważysz drobne grudki w produkcie. Jeżeli użyłaś nierafinowanego masła shea (tłoczonego na zimno) będzie to zjawiskiem normalnym. Podczas rozprowadzania kosmetyku grudki znikną bez większego wysiłku.

WŁAŚCIWOŚCI

Masło shea natłuszcza i nawilża a co za tym idzie lekko napina skórę. Witamina E natomiast, chroni jądra komórkowe delikatnych okolic oczy przed promieniami UV (I nie, nie działa jak filtr przeciwsłoneczny!). Dodatkowo ładnie wygładza skórę. Olej awokado to ten składnik, który zawiera sporo witamin i mocno odżywia. Ma działanie wygładzające i nawilżające.

Krem jest nawilżający, silnie odżywczy i lekko napinający skórę. Co najlepsze składa się jedynie z trzech produktów a jego skład możesz dowolnie modyfikować. Nie masz masła shea? Użyj masła mango. Olej awokado to dla Ciebie nowość? Dodaj oleju makadamia, araganowego, kokosowego czy oleju owocowego np. z czarnej porzeczki. Jak widać możliwości jest wiele :)

Miłego mieszania! Spróbujesz swoich sił? ;)


ZOBACZ TAKŻE:

  1. DIY MASECZKA W PŁACHCIE ORAZ ROLA POMIDORA W KOSMETYCE
  2. DOMOWE SPA DLA STÓP NIE TYLKO LATEM!
  3. CUKIER NARKOTYKIEM XXI WIEKU
  4. DIY MASECZKA ROZŚWIETLAJĄCO - OCZYSZCZAJĄCA


Inspiracją do napisania postu była Czarszka.

16 lutego

DIY Musujące kule do kąpieli

DIY Musujące kule do kąpieli
Musujące kule do kąpieli już jakiś czas temu zawładnęły rynkiem kosmetycznym. Budzące fascynację musowaniem przy rozpuszczaniu oraz swoimi dobroczynnymi dla skóry właściwościami znane są każdemu, kto w jakikolwiek sposób interesuje się kosmetycznym światkiem. Kiedy produkt został już dobrze poznany zaczęły ukazywać się liczne przepisy na kule DIY. W tym poście pokażę Ci jak zrobić je w domowym zaciszu. Dzięki temu uzyskasz produkt tańszy, ale o lepszym składzie i dostarczysz sobie zabawy przy jego tworzeniu.


DIY Musujące kule do kąpieli

Do wykonania kul będziesz potrzebować:
  • 480 gram Sody oczyszczonej (wodorowęglanu sodu),
  • 240 gram kwasku cytrynowego,
  • 40 gram gorzkiego kakao,
  • 1 łyżkę (15 ml) oleju kokosowego,
  • 50 ml olejku awokado,
  • 100 ml masła shea,
  • kilka kropel witaminy E (ok. 5),
  • 2 łyżeczki afrykańskiej glinki brązowej TFAL (opcjonalnie),
  • 2 łyżeczki francuskiej glinka zielona (opcjonalnie).
Z Powyższych składników wykonałam dwie wersje kul. Jedną czekoladową a drugą z olejkiem awokado.

WYKONANIE

Suche składniki (soda oraz kwasek cytrynowy) dokładnie ze sobą mieszam i rozdzielam na dwie równe części:

I część - wersja czekoladowa
Do suchych składników dodaję kakao i brązową glinkę po czym mieszam je ze sobą. Następnie dokładam  50 ml masła shea oraz pół łyżki oleju kokosowego, 25 ml olejku awokado i kilka kropel witaminy E (ok. 5). Pokusiłam się też o sporą łyżkę masła kakaowego z Ziai, ale był to jedynie mój kaprys ;) Całość dokładnie mieszam łyżką ruchami ugniatająco-rozcierającymi. Nie należy jednak robić tego zbyt długo, aby powstała masa nie ogrzała się (a co za tym idzie - nie zaczęła "pracować").
Otrzymana masa powinna mieć konsystencję mokrego piasku - nie powinna być zbyt sypka, ale też nie na tyle mokra, aby z utworzonych kul sączył się płyn.

Na spód formy kładę pokruszoną czekoladę, zasypuję ją masą, dokładnie ubijam i odstawiam do wyschnięcia w chłodne miejsce.
Do uformowania kuli używam plastikowej, okrągłej foremki składającej się z dwóch półkul. Nie jest ona jednak konieczna. Z powodzeniem można użyć foremek do muffinek czy kostek lodu (koniecznie silikonowe - ułatwi to ich wyciąganie).

II część - wersja z olejkiem awokado
Analogicznie jak w pierwszym przypadku do suchej mieszanki (soda + kwasek) dodaję zieloną glinkę, 50 ml masła shea oraz pół łyżki oleju kokosowego. Dolewam także olej awokado oraz kilka kropel witaminy E. Jak można się domyślić, kolejnym krokiem jest wymieszanie składników. Na spód foremki kładę kilka listków zielonej herbaty, zasypuję masą, ubijam i odkładam do wyschnięcia.

WŁAŚCIWOŚCI SKŁADNIKÓW

Soda zapewnia nam, że kąpiel będzie detoksykująca. Dodatkowo kwasek cytrynowy złuszczy i poprawi koloryt suchej skóry z zaburzeniami rogowacenia, przebarwieniami oraz zapewni odpowiednią pielęgnację skóry tłustej i łojotokowej. Kakao to składnik, który działa przeciw-utleniająco, zmiękczająco i nawilżająco. Dodatkowo uelastycznia i odżywia skórę oraz zapobiega jej przedwczesnemu starzeniu się.

Masło shea doskonale regeneruje i odżywia skórę, dzięki czemu sprzyja szybszemu gojeniu się ran. Jest bogatym źródłem witamin A i E, które odpowiadają m. in. za opóźnianie procesów starzenia się skóry i jej ochronę przed wolnymi rodnikami. Ponadto skutecznie zabezpiecza skórę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi (mrozem, chłodem, słońcem i wiatrem), a dodatkowo posiada właściwości łagodzące podrażnienia. Warto dodać, że nie uczula i dodatkowo łagodzi zmiany alergiczne (wysypki, świąd, pieczenie).

Olej kokosowy, to bogate źródło kwasu laurynowego. Może on mieć działanie antybakteryjne, antywirusowe oraz antygrzybiczne. Ponadto może pomagać w leczeniu wszelkich zakażeń.
Olej awokado wykazuje silne działanie regenerujące i wygładzające. Opóźnia procesy starzenia się skóry, ma działanie łagodzące oraz głęboko nawilża skórę. Dodatkowo odbudowuje warstwę lipidową, która chroni skórę przed utratą wody.

Ostatnim składnikiem jest witamina E, która neutralizuje wolne rodniki, a co za tym idzie opóźnia proces starzenia się skóry. Posiada właściwości odżywcze, regenerujące i nawilżająco-natłuszczające. Ponadto wspomaga ochronę skóry przed promieniowaniem UV.

Jeśli chodzi o składniki dodatkowe to afrykańska glinka brązowa odpowiada za oczyszczenie oraz tonizację skóry. Oprócz tego detoksykuje, dotlenia, zmiękcza, wygładza oraz regeneruje skórę. Koi ją i redukuje cellulit. Pochłania nadmiar sebum oraz usuwa zmęczenie. Francuska glinka zielona posiada sile właściwości antyseptyczne. Poprawia cyrkulację krwi, regeneruje martwe komórki oraz przeciwdziała i walczy ze zmarszczkami. Warto też dodać, że oczyszcza skórę z toksyn. Więcej pisałam o niej TUTAJ.

DIY Musujące kule do kąpieli

INNE WERSJE KUL

Wersji takich kul może być wiele. Dla przykładu do czekoladowej masy można dodać skórkę pomarańczową czy cytrynową. Jako "mokrą" część masy można wykorzystać: 50 ml olejku arganowego, 50 ml olejku ze słodkich migdałów, 50 ml olejku lnianego. Można kombinować na mnóstwo sposobów. Najważniejsze jest, aby zachować proporcje suchych składników do mokrych, czyli na mniej więcej 760 g suchych składników użyć około 165 ml tych mokrych. To zagwarantuje, że masa na kule będzie mieć odpowiednią konsystencję.


Cztery babeczki widoczne na zdjęciu zostały zrobione z 1/4 składników. Nie trudno ocenić, że pełna porcja dostarczy nam ich sporo (bo ok. 16).
Kule to praktyczny sposób DIY na odprężającą kąpiel czy efektowny dodatek do prezentu. Mamy pewność, co do użytych składników i wiemy, że właściwości kul spełniają nasze oczekiwania związane z pielęgnacją skóry.

Zaprezentowane kule nie brudzą nam wanny, dzięki czemu możemy tą przyjemnością cieszyć się za każdym razem jedynie opłukując ciepłą wodą pozostały osad. Należy też pamiętać, że im ciemniejszy odcień mają kule tym więcej zawierają cennych olejków. Jaśniejsze kule do kąpieli w swoim składzie posiadają więcej składników suchych takich jak soda oczyszczona czy kwasek cytrynowy. Warto więc zwrócić na to uwagę sięgając po kule ze sklepowych półek. Dodatkowo unoszą się one na wodzie, ponieważ w ich składzie znajduje się mąka ziemniaczana, której ja w swoim przepisie nie użyłam.

Link do okrągłych foremek: KLIK

I co myślicie o takim DIY? :)

ZOBACZ RÓWNIEŻ:
  1. Recenzja cieni KOBO - paleta oraz pojedyncze wkłady
  2. Pędzle KAVAI tańszym odpowiednikiem HAKURO?
  3. DIY Krem pod oczy

09 lutego

Gąbka konjac nie tylko dla miłośników naturalnej pielęgnacji

Gąbka konjac nie tylko dla miłośników naturalnej pielęgnacji
Gąbka konjac to wynalazek, który z pewnością przypadnie do gustu zwolennikom naturalnej pielęgnacji. Otóż Konjac to nic innego jak roślina pochodząca z Azji. Zawiera ona w sobie włókno zwane glukomannan. Właśnie z niego wytwarzana jest gąbeczka konjac. To niezwykłe, że jest ona w 100% naturalna i całkowicie biodegradowalna. Nie mówiąc o tym, że naturalny środek myjący, jaki zawiera, pomaga wyrównać odczyn pH skóry oraz posiada właściwości nawilżające. 

Gąbka, po odpakowaniu, jest bardzo twarda - można by ją porównać do kruchej, porowatej kredy. Dlatego przed użyciem należy wypłukać i namoczyć gąbkę. Nie zwiększy to jej objętości, ale spowoduje, że stanie się miękka, co umożliwi nam jej użytkowanie.

Gąbka konjac nie tylko dla miłośników naturalnej pielęgnacji

Natomiast po użyciu należy ją wypłukać, wycisnąć (nie wykręcać!) i powiesić do wyschnięcia w przewiewnym miejscu. I tutaj należało by dodać, że nie wyschnie ona w ciągu 24 godzin. Ja używam jej do codziennej pielęgnacji cery i jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby gąbka zdążyła wyschnąć.

Gąbka konjac nie tylko dla miłośników naturalnej pielęgnacji

Cena: 13,95 zł

Składniki:
Glucomannan konjac, barwniki pochodzenia naturalnego (w przypadku tej wersji gąbki jest to glinka zielona).

Gąbkę można odkażać, co jest bardzo istotne jeśli chcemy zachować odpowiednią higienę. Najlepiej zrobić to poprzez umieszczenie jej w misce z wodą i wstawieniu do mikrofalówki na 90 sekund. Producent zaleca taki zabieg raz na dwa tygodnie.

Według informacji na opakowaniu gąbkę należy używać do trzech miesięcy, ale kiedy zacznie się łamać - lepiej wymienić ją na nową.

Gąbka konjac nie tylko dla miłośników naturalnej pielęgnacji

Do wyboru jest pięć wersji gąbeczki:

  • biała - doskonała dla każdego rodzaju skóry, nawet do delikatnej i wrażliwej
  • czarna - z węglem z bambusa do skóry tłustej i trądzikowej
  • różowa - z glinką różową do skóry zmęczonej i odwodnionej
  • zielona - z glinką zieloną do skóry tłustej i mieszanej
  • czerwona - z glinką czerwoną do suchej, zmęczonej i dojrzałej skóry

Moja wersja gąbeczki (zielona) ma za zadanie oczyszczać, złuszczać i odświeżać. Skóra ma pozostać naturalnie nawilżona. 

Czy się sprawdza? 

TAK! Jest to spore ułatwienie w pielęgnacji. Gąbeczkę można stosować nie tylko samodzielnie, ale także w połączeniu z ulubionym mleczkiem do demakijażu czy żelem do mycia twarzy. Struktura gąbeczki konjac jest porowata, co według mnie pomaga lekko złuszczyć martwy naskórek a dodatkowo pozwala na delikatny masaż twarzy. Dzięki temu pobudza krążenie krwi i sprawia, że skóra wygląda świeżo. Jest delikatna i nie podrażnia dlatego nada się do każdego rodzaju skóry.
Zaletą gąbeczki jest też kilka jej wersji. Można wybrać tę z dodatkiem węgla czy glinki, ale podstawowa (biała) wersja także świetnie się sprawdzi.

Polecam ją każdemu, także do cery z problemami dermatologicznymi. Gąbeczkę zakupiłam w sklepie zielarskim i tam polecam jej szukać. Może nie ma na opakowaniu loga znanej marki, ale jest dwa razy tańsza a ma ten sam skład oraz właściwości. Nie dajmy się naciągać drogeriom skoro istnieją inne możliwości ;)

A jak jest z Twoją pielęgnacją cery? Miałaś okazję używać gąbeczki konjac? :)

Zobacz także:
  1. Recenzja palety HUDA BEAUTY Warm Brown Obsessions
  2. DIY Maseczka w płachcie + rola pomidora w kosmetyce
  3. Cukier narkotykiem XXI wieku

04 lutego

Silikonowa, wygładzająca baza pod makijaż Sephora

Silikonowa, wygładzająca baza pod makijaż Sephora
Baza wygładzająca marki Sephora (a dokładniej Base lissante Smoothing primer), to kolejny produkt, który miałam okazję przetestować dzięki próbkom. Wcześniej raczej nie miałam do czynienia z kosmetykami tego typu, a w ostateczności jako bazy używałam balsamu po goleniu Nivea. Sprawdzał się dobrze, jednak gdy próbki Sephora trafiły w moje ręce, ucieszyłam się, że mam okazję poznać nowy produkt z tej dziedziny.

Base lissante Smoothing primer Silikonowa, wygładzająca baza pod makijaż Sephora

Próbki mają po 1,5 ml a jedna taka saszetka wystarczyła mi aż na trzy użycia. Nie skupiałam się szczególnie na tym, żeby używać jej minimalną ilość, więc uważam, że to dobry wynik i baza jest wydajna. Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 15 ml kosmetyku i kosztuje 59 zł. Czy to dużo? Zależy dla kogo - sami to oceńcie. Ponadto posiada on pompkę, co zapewne znacznie ułatwia wydobycie produktu z opakowania.

Produkt jest przezroczysty, więc problem z doborem koloru nie ma tutaj miejsca. Podczas nakładania nie wyczułam szczególnego zapachu - jest raczej bezzapachowa, co w zasadzie jest plusem. Skóra po jej nałożeniu jest wygładzona a baza sprawia wrażenie lekkiego kosmetyku (nie czuć go na twarzy).  

Makijaż świetnie się na niej utrzymał a podkład nigdy wcześniej tak dobrze u mnie nie wyglądał. Na szczęście okazało się, że kosmetyk nie zatkał porów ani nie wysuszył skóry z czego jestem bardzo zadowolona.  

Myślę, że w przyszłości skuszę się na tą bazę w pełnowymiarowej wersji. Na pewno przyda mi się na większe wyjścia.

Miałaś okazję jej używać? A może masz już swoją ulubioną bazę pod makijaż? :)

Zobacz także:

  1. Seria winogronowa od Garniera - znowu przeciętniak?
  2. Silikonowa mata do czyszczenia pędzli za grosze
  3. Jak pozbyłam się niedoskonałości - moja pielęgnacja cery


10 stycznia

Huda Beauty Warm Brown Obsessions - recenzja palety cieni

Huda Beauty Warm Brown Obsessions - recenzja palety cieni
Huda Beauty Warm Brown Obsessions to paleta cieni, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Przyspieszone bicie serca, niedowierzanie i ogromna radość. Później były wspólnie spędzone godziny, czułe słówka i... no właśnie. Czy ta paleta ma w ogóle jakieś wady?

Huda Beauty Warm Brown Obsessions

Paletka to dziewięć cieni zamkniętych w czarnym, tekturowym opakowaniu z charakterystycznym dla Huda Beauty nadrukiem. Wewnątrz oprócz cudownie ciepłych kolorów znajduje się lusterko. Jego wielkość jest na tyle przyzwoita, że pozwala na wykonanie w nim makijażu. Opakowanie zamyka się na mocny magnes, dzięki czemu mamy pewność, że podróż z tą paletą jest całkowicie bezpieczna. Całość jest lekka i poręczna, co bardzo w niej cenię.

Huda Beauty Warm Brown Obsessions
Wersja Warm Brown to, moim zdaniem, najciekawsza wersja kolorystyczna spośród czterech. Paleta zawiera osiem cieni matowych i jeden, który określiłabym foliowym. Kolory to piękne brązy z domieszką pomarańczu i burgundu. Wśród matów znajduje się beżowy cień, który sprawia, że paleta jest samowystarczalna, natomiast cień w kolorze starego złota to idealne dopełnienie makijażu. 

Huda Beauty Warm Brown Obsessions

Paleta jest bardzo funkcjonalna - można nią zrobić zarówno dzienny jak i wieczorowy makijaż - przez co dobrze sprawdzi się w podróży. Matowe cienie lekko się osypują (ale to raczej normalne przy matach), a złoty cień ma przyjemną, masełkową konsystencję. Z produktem łatwo się pracuje. Cienie ładnie rozcierają się w chmurkę... Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to fakt, że budowanie koloru jest trudne o ile w ogóle możliwe - nakładany cień na inny zanika przy rozcieraniu. Mimo to są to pierwsze cienie, które uchroniły mnie od robienia plam i tak pięknie się rozcierają. Z tego powodu paleta stała się moim ulubieńcem! 

Huda Beauty Warm Brown Obsessions

Huda Beauty Warm Brown Obsessions

Na koniec dodam tylko, że nawet bez bazy (nałożone na "nagą" powiekę) cienie świetnie wyglądają i są trwałe. Myślę, że to mówi samo za siebie... Najlepsze cienie z jakimi miałam do czynienia :)

Znasz cienie Huda Beauty? Warte swojej ceny? :)

Zobacz także:

  1. DIY AZJATYCKA PIELĘGNACJA - ODMŁADZAJĄCA MASECZKA RYŻOWA
  2. BIEGANIE - KORZYŚCI, ODPOWIEDNIA TECHNIKA, PRZECIWWSKAZANIA
  3. POMADKOWY ZAWRÓT GŁOWY OD BELL HYPOALLERGENIC

07 stycznia

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie?

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie?
Był już krem z Orientany czas więc na serię maseczek i dajemy sobie spokój na jakiś czas z próbkami :) Trzy urocze próbki zawierają maskę-esencję w trzech wariantach: algi filipińskie, papaja&kurkuma, śluz ślimaka. 

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie? Algi filipińskie, papaja&marakuja, śluz ślimaka

Kosmetyki można stosować jak krem na noc - producent zapewnia, że dzięki temu podczas snu aktywne składniki maski działają w głębi skóry. Warto dodać, że produkty są w 100% naturalne, a o tym jak się sprawdzają przekonasz się w dalszej części wpisu. Zapraszam :)

ALGI FILIPIŃSKIE

Intensywnie nawilża, reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza widoczność porów, łagodzi stany zapalne, matuje, szybko się wchłania.
Produkt przeznaczony jest do cery tłustej i mieszanej.

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie? Algi filipińskie, papaja&marakuja, śluz ślimaka


Składniki:
Aqua, Citrus Aurantium Amara Flower Water, Glycerin, Amorphophallus Konjac Root Extract, Allantoin, Kappaphycus Alvarezii Extract, Thymus Vulgaris Flower/Leaf Extract, Sea Water, Saccharide Isomerate, Phenethyl Alcohol, Sodium Phytate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid, Linalool

Próbka ma 2 ml i jest wydajna. Maska (tak jak i pozostałe dwie) ma konsystencję rzadkiego żelu i jest przezroczysta. W pierwszym odruchu ma jakby świeży słodkawy zapach, ale im dłużej ją wąchałam tym bardziej "zalatywała" mi... zasikanym pampersem. I piszę to całkiem poważnie. Nie było to zbyt komfortowe przy użytkowaniu. Poza tym, po nałożeniu kosmetyku, skóra lepi się, jednak maska szybko się wchłania i efekt ten mija. Podczas stosowania nie zauważyłam, żeby stany zapalne zostały załagodzone.

PAPAJA&KURKUMA

Intensywnie nawilża, rozjaśnia przebarwienia, wygładza i oczyszcza, rozświetla, ujednolica koloryt, szybko się wchłania.
Produkt do każdego typu cery.

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie? Algi filipińskie, papaja&marakuja, śluz ślimaka


Skład:
Aqua, Glycerin, Amorphophallus Konjac Root Extract, Trehalose, Carica Papaya Fruit Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Allantoin, Curcuma Longa Root Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Sodium Phytate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid, Benzyl salicylate, Linalool, Hexyl cinnamal.

W przypadku tej maski zapach jest przyjemniejszy, ale nadal bez rewelacji. Ponadto okazało się, że kosmetyk bardzo szybko się wchłania, co ma swoje zalety (np. czystą poduszkę ;)). Skóra po zastosowaniu jest miękka i lekko nawilżona, ale trudno zauważyć jakieś spektakularne efekty.

ŚLUZ ŚLIMAKA

Intensywnie nawilża, wygładza, ujędrnia i uelastycznia, działa naprawczo, redukuje przebarwienia, wspomaga niwelowanie blizn, zmniejsza zmarszczki, szybko się wchłania.
Do cery wymagającej.

Trzy maski-esencje od Orientana - potrójne zaskoczenie? Algi filipińskie, papaja&marakuja, śluz ślimaka



Skład:
Aqua, Snail Secretion Filtrate, Glycerin, Xanthan Gum, Trehalose, Amorphophallus Konjac Root Extract, Dipotassium Glycyrrhizate, Allantoin, Biosaccharide Gum-1, Sodium Phytate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid.

W przypadku tej próbki zapach okazał się być słabo wyczuwalny. Przypomina zapach nawilżanych chusteczek dla dzieci i jest zdecydowanie najprzyjemniejszy z trzech wariantów maski. Skóra po zastosowaniu kosmetyku nie lepi się, a sam produkt całkiem szybko się wchłania.

PIERWSZE WRAŻENIE

Moim zdaniem wszystkie te produkty, mimo szerokiego wachlarzu obietnic, działają bardzo podobnie. Głównie jest to miękka i nawilżona skóra. Nie zauważyłam załagodzonych stanów zapalnych, zredukowanych przebarwień czy zmniejszonych zmarszczek. Ponadto okazało się, że kosmetyki lekko zapchały moją skórę - nie ma tragedii, raptem kilka krostek, ale jednak... Szczerze powiedziawszy nie są to kosmetyki, które okazały się być niezbędnymi.

Czy zdarzyło Ci się używać tych kosmetyków? :)

Zobacz także:

  1. JAK POZBYŁAM SIĘ NIEDOSKONAŁOŚCI - MOJA PIELĘGNACJA CERY
  2. SILICA GEL - ZAGADKOWE SASZETKI W PUDEŁKACH PO BUTACH
  3. EVELINE MATOWA POMADKA W PŁYNIE - WARTA SWOJEJ CENY?
Copyright © 2016 Concordiaa , Blogger